0
Pigout 18 września 2016 22:50
Dziś wyjąt­kowo na PigO­ucie robimy prze­rwę od heheszkowo-popkulturowych postów i lecimy na wycieczkę do Azji. Minęło już jakieś pół roku odkąd wró­ci­li­śmy z Koh Samui, więc ostat­nia szansa, żeby skrob­nąć coś w tema­cie, bo lada dzień zdję­cia wyblakną ze sta­ro­ści. Przed wami wpis z cyklu: “Tak wyglą­dałby Twój dzień, gdy­byś poleciał/a na.… Koh Samui”. Zacznijmy jed­nak od tego, że zanim czło­wiek zale­gnie na słi­ta­śnej plaży i zacznie wkur­wiać zna­jo­mych zdję­ciami palm i dri­necz­ków, naj­pierw musi srogo się umę­czyć. Żeby dotrzeć na Koh Samui, w pierw­szym kroku musie­li­śmy pole­cieć z War­szawy do Doha (6h lotu), tam 2 godziny postoju (przy powro­cie 8h!!) i prze­siadka na lot do Bang­koku (kolejne 6h w samo­lo­cie). W Bang­koku spę­dzi­li­śmy 3 dni, więc ten czas ski­pu­jemy i prze­cho­dzimy do dal­szej podróży. Naj­pierw godzinna wycieczka taksą z hotelu na lot­ni­sko, kolejna godzina samo­lo­tem do Catic­lanu (naj­bliż­sze tanie lot­ni­sko od Koh Samui, na bez­po­średni lot może sobie pozwo­lić tylko Jay-Z), skąd zgar­nia nas auto­bus i przez 1,5h wie­zie do portu, następ­nie 1,5h rejsu pro­mem, który dostar­cza nas na wyspę. Teraz już tylko prze­siadka w mini busa i po kolej­nej godzi­nie w końcu docie­ramy do hotelu. Tro­chę to trwa, ale zde­cy­do­wa­nie warto.
Pobudka na Koh Samui
Wsta­jesz, powiedzmy tak o 9, bo szkoda dnia, wycho­dzisz na taras, żeby spraw­dzić jaka jest pogoda i w tym momen­cie ude­rza Cię fala gorąca, porów­ny­walna chyba tylko z wyzie­wem z sil­ni­kia Jumbo Jeta. Szybko wra­casz do kli­ma­ty­zo­wa­nego pokoju, bie­rzesz ręcz­nik, zbie­gasz po scho­dach i na peł­nej k… wska­ku­jesz na bombę do basenu. Dzio­nek ofi­cjal­nie otwarty. Jeśli zaczy­nasz dzień od jog­gingu to bar­dzo mi przy­kro, ale musisz wstać około 5 rano. Póź­niej tem­pe­ra­tura prze­kra­cza już magiczną barierę 30 stopni, co spra­wia, że jedyne aktyw­no­ści jakie wcho­dzą w grę to prze­wra­ca­nie się z boku na bok w cie­niu jakiejś palmy i plu­ska­nie w morzu.
W drogę
Pierw­sze odmo­cze­nie mamy odha­czone, więc czas na eks­plo­ra­cję wyspy. Koh Samui jest na tyle duże, że pie­szo wiele się nie zdziała, ale też na tyle małe, że wszę­dzie doje­dziemy sku­te­rem, dla­tego przy rezer­wa­cji hotelu warto zwra­cać uwagę czy dys­po­nuje on wła­sną wypo­ży­czalną jed­no­śla­dów. To naprawdę wiele uła­twia.
My wyspę obje­cha­li­smy jakieś sześć razy (60 km po obwo­dzie). Każ­dego dnia obie­ra­li­śmy na cel inną plażę, gdzie byczy­li­śmy się do póź­nego popo­łu­dnia. Wiem, że wiele osób zacho­dzi w głowę, jak można spę­dzić pół dnia na plaży, prze­cież to takie nudne, a dookoła tyle kościół­ków do sfo­to­gra­fo­wa­nia, co nie? Sami jeste­ście nudni. Plaże są zaje­bi­ste, zwłasz­cza te oto­czone skał­kami. Na plaży można leżeć, spać, czy­tać książkę, spi­jać driny, zry­wać kokosy, rzu­cać fris­bee, wbie­gać na Has­sel­hoffa do wody, wypo­ży­czyć kaja­czek, spró­bo­wać sił na pad­dle­bo­ar­dzie tudzież trza­skać fiflaki. Mało? Oso­bi­ście mógł­bym tak chil­lo­wać na pełny etat.Plaż na Koh Samui nie bra­kuje. Jedne są lep­sze, dru­gie gor­sze, sporo jest też pry­wat­nych, dostęp­nych tylko dla boga­czy spią­cych w Four Seasons i innych She­ra­to­nach. Zwie­dzi­li­śmy więk­szość i nasze Top 3 pre­zen­tuje się nastę­pu­jąco:

Miej­sce 3: Coral Cove Beach

Plaża w pew­nym sen­sie pry­watna, bo wejść na nią można tylko przez restau­ra­cję Silver Bay Resort, ale nie ma ciśnie­nia, żeby cokol­wiek w niej zama­wiać. Plaża oto­czona skał­kami i wyso­kimi zbo­czami poro­śnie­tymi palem­kami, więc pod wzglę­dem wido­ków jest WOW. Do tego docho­dzi cie­pła, kry­sta­licz­nie czy­sta woda i fajne knajpki, gdzie można cał­kiem dobrze zjeść, wypić genial­nego szejka, a nawet wypo­ży­czyć kaja­czek i nie popaść przy tym w długi. Warto sku­sić się na kajak, bo tuż za ska­łami jest kolejna fajna plaża, tyle że pry­watna, nale­żąca do jakie­goś fancy hotelu, na którą plebs może dostać się tylko od strony morza. Tak też zro­bi­li­śmy

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

edgar-depo 12 października 2016 15:10 Odpowiedz
Catic­lan? na Filipinach?